Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak jak w oném dawném, dziecinném o balu marzeniu, czułam zawrót głowy, tak teraz przed oczyma momi rozciągnęła się mgła delikatna, z za któréj olśniewającym blaskiem widniały twarze mnóztwa ludzi, barwy sukien i kwiatów i połyskliwe światła dyamentów. W głowie mojéj wszelka myśl ustała nagle, a stał się w niéj szum i wir niewypowiedziany, i tylko wyraźnie, bardzo wyraźnie, czułam i widziałam, że mnóztwo oczu wpatrywało się we mnie, że matkę moję i mnie otoczyło liczne koło mężczyzn, że rozległ się wkoło nas szmer słów, półgłosem wymówionych, z których każde miało upajający dźwięk uwielbienia. Wzrok mój ćmił się i niewyraźnie rozpoznawał przedmioty, ale słuch zaostrzył się i z dziwną przenikliwością chwytał w przelocie te półciche wyrazy, które, jak grad, nagłe i urywane, sypały się z ust otaczających nas z blizka, i biegły po sali coraz daléj, jak echa powtarzające się w nieskończoność.
Słyszałam, jak nazywano mię piękną, uroczą, zachwycającą, i jak podziwiano wspaniałą, nieuszkodzoną latami, piękność mojéj matki. Pytano się wzajemnie: która z nas jest piękniejszą? I odpowiadano sobie, że matka moja była pięknością w pełni rozkwitu, a ja młodziuchnym pączkiem cudownego kwiatu.
Nagle ocknęłam się i silniéj oparłam rękę o ramię mojéj matki, bo wir w méj głowie ustał, ale za to przez piersi ostra przemknęła błyskawica.
Obok mnie stanął pan Agenor i podawał mi ramię