słodko i niewinnie, a pałająco zarazem... W mazurze postać jéj chyliła się ku niemu wiotko a miękko, na wzór gałązki powoju, która pragnie dąb poblizki otoczyć swemi sploty; gdy w walcu obejmował jéj kibić, powieki zapadały na gorejące jéj źrenice, ale policzki pałały szkarłatnym rumieńcem, lub mieniły się w bladość namiętną, a energiczne pąsowe wargi roztwierały się uśmiechem tak niewinnéj słodyczy, ale zarazem tak rozkosznego wzruszenia, że stawała się podobną do tych dziewic, malowanych na obrazach, które, porywane przez kochanków, zasłaniają sobie oczy ze wstydem, ale drżą z rozkoszy i namiętnie uginają się w ich objęciu...
Kto ją nauczył téj dziwnéj sztuki splatania dziewiczéj niewinności z płomiennością namiętną? Kto jéj powiedział, że uplót tych dwóch sprzeciwieństw stworzy nieprzeparty urok tajemniczości i zagadki? Zkąd brała siłę do urobienia według woli twarzy swéj i postaci? Co było w niéj sztuką, a co naturą? Dlaczego, w jakim celu, ubiorem i układem pragnęła wyróżnić się pośród nas wszystkich? Nie mogąc być najświetniejszą, widocznie pragnęła pokazać się najuboższą, a tém ubóztwem owinęła się, jak królowa purpurą. Nie mogąc zaćmić sobą mnie, która zajmowałam wszystkich młodością mą, świeżością i wysoką pozycyą, jaką babka w domu swym mi nadała, postanowiła odciągnąć ode mnie człowieka, o którego uwagę, hołd i uczucie najwięcéj mi chodziło.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.