Naprzód dwaj mężczyzni, trzymając się pod ręce, z wolna weszli do gabinetu.
— Jak myślisz? — mówił jeden z nich półgłosem — co znaczyła przemowa pani Hortensyi o wnuczce w czasie obiadu?
— Hm! — odpowiedział drugi z namysłem — według mnie, może się ona tłómaczyć co najmniéj pół milionową cyfrą testamentowego zapisu pani Hortensyi...
— Jeśli nie zapisu całego Rodowa — dorzucił piérwszy.
— Być może! Nic dziwnego, że Agenor...
— Ha, ha, ha! — dokończył głośnym śmiechem piérwszy mężczyzna, urwany frazes drugiego — i obaj weszli do sali jadalnéj.
Na ich miejsce weszły do gabinetu dwie panny, trzymając się także pod ręce i powiewając wachlarzami.
— Czy uważasz, Franiu — mówiła z nich jedna — jak dziś wszyscy panowie upędzają się za Wacławą?
— Jakże-bym miała tego nie widziéć! — odparła druga; — z jéj-to przecie powodu jesteśmy dziś tu, jak na pustyni...
— Co to znaczy miéć taką babkę, jak pani Hortensya!...
— Ha, ha, ha! — głośnym śmiechem dokończyła druga panna i obie weszły napowrót do sali tańca.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.