Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/308

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha, ha, ha! — zaśmiały się trzy głosy i mężczyzni zniknęli z progu.
Siedziałam jak przykuta do miejsca; obu dłońmi przycisnęłam serce, które uderzało trwogą, wstydem i gniewem. Upokorzyły mię te rozmowy, w których przeważną rolę odegrywała nie osoba moja, ale moje domniemane bogactwo, a z których każda zakończoną była wybuchem śmiechu, krew ścinającym mi w żyłach. Po raz piérwszy trwożne zadałam sobie pytanie: czy pan Agenor istotnie mię kochał i czy w myśli jego nie zarysowała się także nieszczęsna cyfra mego posagu? Z gniewem przypuszczenie to odrzuciłam od siebie i zadrżałam z oburzenia przeciwko tym, którzy posądzać śmieli o tak nizkie uczucie jego, ubranego przeze mnie najświetniejszemi blaskami, jakie wysnuć z siebie może wyobraźnia rozmarzonéj i wierzącéj dziewczyny...
Jeszcze nie zdołałam dobić się ładu z myślami i uczuciami memi, gdy za etażerką zamigotało kilka różnobarwnych sukien.
— Boże! jakże mię głowa boli! — ozwał się przeciągle słaby głos Heleny i blada istota zakaszlała kilka razy suchym kaszlem.
— A jednak bawisz się wybornie, Helenko — zarzuciła jedna z towarzyszek.
— Ha, ha, ha! — zaśmiała się Helena — bawię się! O ile sobie przypominam od dwóch lat ani razu nie bawiłam się tak dobrze!