złoto bransolet, zdobiących ich obnażone ramiona, i od powiewu ich sukien rozwiała się wkoło woń wytwornéj perfumy.
Zerwałam się z miejsca i stanęłam nieruchomie, z czołem spuszczoném na dłonie.
Umilkły smętne a zawrotne takty walcowe, a natomiast rozbrzmiały wesołe akordy, wzywające pary do czwartego już, czy piątego kadryla. Zamyślona, z oczyma zasnutemi jakąś mgłą wilgotną, stanęłam na progu sali. Obok mnie stanął natychmiast pan Agenor.
— Pozwolisz pani przypomniéć sobie, że miałem szczęście otrzymać od niéj obietnicę tego kadryla — rzekł, podając mi ramię.
Stanęliśmy do tańca, a naprzeciw mnie zobaczyłam stojącą Rozalią. Kiedy muzyka grała przed wstępne takty, patrzyłam uważnie na pana Agenora. Oczy jego tkwiły także w mojéj twarzy, ale — dziwna rzecz! wydało mi się, że wzrok jego dwoisty był jakiś, i gdy połowa ocznych jego promieni spływała na mnie, druga połowa w ukośnym kierunku dążyła do Rozalii.
Daremnie usiłowałam wmówić w siebie, iż spostrzeżenie to było prostém przywidzeniem; w piersi huczały i burzyły się uczucia dziwne, niby coraz bardziéj zbliżająca się burza...
W tańcu pan Agenor mówił mi mnóztwo pięknych rzeczy, a gdy go słuchałam, wszelkie obawy i przykre
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.