strzenią w dole, a gwiaździstemi u góry blaskami, wisiał pas grubych cieni, niby przepaść, którą-by trzeba przebyć, ażeby z ziemi dostać się pod niebo. Idąc w milczeniu obok Emilki, myślałam, że takie same cienie leżą pomiędzy sercem człowieka, a wymarzoną przez niego krainą ideałów. Te lampy na ziemi, które wnet pogasną, to może symbole połysków świata, obok których tyle błąkających się spostrzegałam cieni; te gwiazdy na niebieskim stropie, to jakby obrazy prawd wiekuistych i niezmąconych radości, kto wié, niedosięgniętych może, jak niebo? Emilka może téż podobne zadawała sobie pytania, może téż była smutna, bo, milcząc, szła koło mnie, i obie cicho przemykałyśmy się pod jodłami, których stopy kąpały się w rozsianych po ziemi lamp promieniach, a szczyty tonęły w ciemności i czarne w górze tworzyły sklepienia. Tu i owdzie zaszeleściły ciche stąpania, zaszemrał odgłos rozmowy, stłumionemi prowadzonéj głosami, zamigotało za drzewami parę sukien kobiecych, a my biegłyśmy coraz daléj i głębiéj w ogród, unikając spotkania z przechadzającemi się osobami. Po chwili znalazłyśmy się w parku, w którym, nikogo już, jak się nam zdawało, nie było, i gdzie wśród gęstwiny, zrzadka tylko, zapalone błąkały się lampy. Za to czarny pas, rozdzielający ziemię od nieba, mniéj tam był ciemnym, gwiazdy świeciły widoczniéj, i wyraźniéj słychać było, jak wietrzyk łagodny poruszał w głębi gajów młode brzóz gałązki.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/316
Ta strona została uwierzytelniona.