— Emilko! — zawołałam — gdzież więc jest prawda?
— Nie wiem — odrzekła, i długo milczałyśmy znowu.
— Prawda — zaczęła po chwili Emilka — każda z nas, gdy w świat wstępuje, czuje ją w sercu swojém, ale dlaczego potém traci ją, kędy ona ulata? ja nie wiem.
W głosie Emilki drżał żal bez granic, a w burzę moich uczuć wlał nowy żywioł boleści.
— A więc — zaczęłam — niepodobna nam dociec, co prawdą jest na ziemi, a co udaniem? Co treścią istotną serc i myśli ludzkich, a co pustą tylko formą? Może to, co widzimy, nie exystuje wcale? Emilko! możeśmy chore obie? Słyszałam o chorobie, która wprawia ludzi w dziwaczne przywidzenia. Myślę, że to, co widziałam dziś i słyszałam, było tylko przywidzeniem!
— Nie, to było prawdą — szepnęła Emilka.
— A więc — zawołałam — którąż z nas on kocha? mnie czy ją? — Emilka silniéj otoczyła mię ramieniem i skroń swą do mojéj przycisnęła skroni.
— Wacławo — mówiła z cicha z pieszczotą — jestem starsza, wiele starsza od ciebie, kocham cię, prawda niezupełnie jeszcze uleciała z mego serca... żal mi cię... on ciebie nie wart!... a jednak musisz go przyjąć...
— Dlaczego? — zawołałam.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/318
Ta strona została uwierzytelniona.