Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.

— To hrabia Witold — odpowiedziała po cichu.
— Jaki on spokojny! — wymówiłam.
— Prostotę ma w postaci, a rozum w obliczu — powtórzyła Emilka.
Stał ciągle w otworze groty, nieruchomy, zamyślony, ani wiedząc o tém, że tam, pod ciemną ścianą gaju, dwie biedne młode istoty, o głowach zwieńczonych kwiatami, a płonących niepokojem, patrzą na niego i wyczytują w nim upragnione wyrazy spokoju i prawdy.
— Ten człowiek nosi prawdę w sercu — szepnęłam.
I dziwne trafu zrządzenie! Wtedy właśnie, gdy wszystko zaczynało ćmić się przede mną, gdy zwodne połyski wzniecały burzę uczuć w méj piersi, gdy głowa mi gorzała od pytań palących, a łzy płynęły z oczu w tęsknocie za prawdą, ujrzałam jedno oblicze ludzkie, światłością prawdy oblane, jednę postać, w któréj leżała siła i spokój świadomego siebie ducha.
Im dłużéj patrzyłam na hrabiego Witolda, tém spokojniéj oddychałam, tém widniéj robiło mi się w myśli, lżéj na sercu, tém mniejszym ogniem płonęły policzki.
Bezwiednie wywierał na mnie wpływ tak orzeźwiający, jaki na człowieka upojonego narkotykiem wywiera przezroczysta, świeża woda źródlana.
I dla nieznanego człowieka tego zrodziło się w méj piersi nieokreślone uczucie, podobne do wdzięczno-