Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.

ści i do dziwnego pociągu myśli, która się rwała ku niemu.
Po chwili zstąpił zwolna ze wzgórza i poszedł ku domowi. Krok jego był równy, pewny, jednostajny. Kiedy przechodził oświetlone przestrzenie, postać jego zdawała się być wysoką przez siłę i męzkość kształtów, a profil ogorzałéj twarzy odskakiwał wyrazistym spokojem od ruchomego tła, utworzonego z drżących lam promieni.
Gdy zniknął, powstałam zwolna i pociągnęłam za sobą towarzyszkę.
— Emilko — rzekłam — dziwnie uspokojoną się czuję!
W kilka minut potém wchodziłyśmy obie do wrzącéj tańcem i rozmowami sali. W mgnieniu oka porwaną zostałam w wir ogólny, ale tańcząc i rozmawiając przebiegłam wzrokiem wszystkie twarze, szukając między niemi téj, która pozostała w méj pamięci, jak w miękkim gipsie pozostaje odcisk wypukłego medalionu. Daremnie jednak siliłam się ją odszukać. Widziałam znowu twarze, zalane rumieńcami wrażeń; oczy, w których głębi migotały błyskawice burz wewnętrznych a tajonych; usta, śmiejące się zalotnemi lub dwuznacznemi uśmiechy; postacie, porywane szałem i upojeniem zabawy, plączące się z sobą chaotycznie i na wyścigi uciekające od bladéj rzeczywistości: ale spokojnego oblicza i silnéj postaci hrabiego Witolda dojrzéć nie mogłam. Obejrzałam się, szukając kogo-