pieniu? O, jakże mię nie rozumiész! twoje cierpienie, to moja rozkosz! alboż nie odgadłaś dotąd, że cię nienawidzę?
Zakryłam oczy dłońmi i szepnęłam:
— Boże! czyliż są na świecie istoty okropne, którym-by cierpienie czyje rozkosz sprawiało?
Dosłyszała ten szept Rozalia i odpowiedziała zniżonym głosem:
— Nazywasz mię okropną istotą! tak... może i jestem dziś taką... ale kiedyś byłam inną... Bogiem się świadczę, że byłam inną... Pożyj dłużéj, pożyj dłużéj na świecie, Wacławo, a gdy po długich przeżytych latach, spojrzysz w zwierciadło przeszłości i ujrzysz w niém siebie taką, jaką dziś jesteś, zawołasz z przerażeniem: i cóż się ze mną stało?...
Zmęczona, z szybkim oddechem upadła na sofę i blade czoło nizko na dłoń pochyliła. Stałam przed nią, plecami oparta o konsolę, bo o własnych siłach trudno mi było ustać, i patrzyłam na nią, z mnóztwem zmieszanych uczuć: litości i obrazy, trwogi, zwątpienia i upornie walczącéj z niém wiary.
Usta Rozalii poruszyły się cichym szeptem, którego dosłyszéć nie mogłam. Mówiła do siebie i nie patrzyła na mnie. Po chwili, nie odrywając oczu od posadzki, głośniéj nieco mówić zaczęła:
— Kiedy poznałam jego, miałam lat piętnaście, a on dwadzieścia cztery. Bawiliśmy się zrywaniem kwiatów w ogrodzie i na łąkach i wiązaniem z nich
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/339
Ta strona została uwierzytelniona.