nieznanéj istoty, która, jak widmo, stawała mi na drodze do szczęścia, do téj Wacławy, która dzieckiem jeszcze była, a już gotowano przed nią przyszłość, usłaną kwiatami!
Wiedziałam dobrze, iż w ciernie przemienią się one dla ciebie, a lubo nienawidziłam cię całą duszą, nie mogłam się obronić od pewnéj nad tobą litości. Kochał mię... kochał mię coraz mocniéj, widziałam to, ale od owego wieczoru, stałam się niedostępną dla niego... nie pomagały mu rozpacz ni błagania. Nie pozwoliłam mu odtąd dotknąć nawet ręki mojéj, gdyśmy byli sam na sam, i kto wié? może ten upór mój, ta moja harda niedostępność, którą osłoniłam się wtedy, gdy był pewny mego bezwarunkowego oddania się, rozżarzyły w nim bardziéj jeszcze miłość ku mnie... A jednak... ani razu... śród najgorętszych słów i uniesień, nie wyrzekł słowa: zostań moją żoną!...
— Rozalio! — przerwałam z przerażeniem — jakże ty kochać go możesz? czyli nim nie pogardzasz?...
Patrzyła na mnie długo i uśmiechnęła się dziwnie.
— Pogardzać! — wyrzekła z wolna — jakże dziecinny wyraz wymówiłaś Wacławo! Słabymi i występnymi pogardzają tylko głupcy albo dzieci, które nie znają przepaścistych tajemnic życia i fatalności, wiodących ludzi do upadków. On cierpi... często, zbyt często, cierpienie to jego jest ogromne... odby-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.