„W oczach ludzi, w salonach, pozostaniemy obcy dla siebie, okażemy się nawet może niechętni sobie wzajem... ale, ile razy zapadnie kortyna, Rozalio, za kulisami téj sceny co się światem nazywa, znajdziemy się i wiecznie należéć będziem do siebie.
„O, cóżby to była za przepyszna komedya, gdyby Wacława rozkochała się nawzajem w tym, kto będzie twoim mężem! Wtedy tragedya serc naszych zamieniłaby się w śliczny wodewilek, odegrany ku wielkiemu zadowoleniu babki Hortensyi, zbudowaniu publiczności, a dobremu humorowi aktorów...
„Rozalio! serce mego serca! życie mego życia! nie rozpaczaj! nie rzucaj się, jak lwica zraniona! nie męcz łzami twoich cudownych czarnych oczu!
„Śmiéj się ze wszystkiego, jedyna, śmiéj się do rozpuku z komedyi świata!
„Niech grzmi rozgłośnie kapela weselna, niech organy kościelne huczą radośnie Veni Creator, niech ksiądz u Ołtarza krępuje mi ręce stułą... ja nigdy kochać cię nie przestanę, ja wszędzie i zawsze cię znajdę i do ciebie jednéj należéć będę na wieki.“
„Jeżeli wolno mi będzie nazwać panią narzeczoną moją, powiem z całego serca, że jestem najszczęśliwszy z ludzi.“ Słowa te, nieodstępne towarzysze kilku dni ostatnich, powoli wyłoniły się z méj pa-