Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.

mięci i zawisły obok listu, którego czytanie skończyłam.
Piérwszy raz w życiu poczułam na ustach uśmiech gorzkiéj ironii.
Spokojnie położyłam przed sobą pismo przeczytane, ręce opadły mi na kolana i siedziałam nieruchoma, jak posąg. Tylko do okna odwróciłam się plecami, bo światło toczącéj się na zachód kuli słonecznéj krwawo rzuciło mi się w oczy, a zamiast blado-błękitnego nieba, na które z taką rozkoszą patrzyłam przed godziną, zobaczyłam rozciągniętą w górze poplamioną i brudną szmatę.
Zimno mi było. Czułam, że krew krążyła w mych żyłach bardzo zwolna, a serce stygło, niby ujęte bolącemi kleszczami z lodu.
Nie miałam ani jednéj łzy w oku i ani jednéj wyraźnéj myśli w głowie. Tylko lękałam się niewymownie czegoś, czegoś niewidomego, i doświadczałam takiego uczucia, jakiego doświadcza dziecię, pozostawione śród nocy, między grobami cmentarza.
Po chwili zamknęłam oczy, a pod powiekami majaczyć mi zaczęły różne chwile i obrazy z przeszłości. Widziałam w nich oczy pana Agenora, utkwione we mnie z miłością i rozmarzeniem, usta jego wymawiające wyrazy słodkie i upajające; posłyszałam znowu ostatnie słowa, jakie wymówił do mnie na balu; porwałam się nagle z miejsca i krzyknęłam:
— Oszukiwał mię!..