Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/370

Ta strona została uwierzytelniona.

zatarło się wcale w jego sercu. Kocha on Rozalią teraz więcéj, niż kiedy, a ze mną ożenić się chce tylko dlatego, że jest zrujnowany i obawia się niedostatku...
W głosie moim, gdy to mówiłam, była taka pewność i, pomimo méj woli, taka w nim przebijała się boleść, że matka moja upadła na krzesło, przerażona niemal, i zawołała:
— Ależ na miłość Boga, Wacławo, zkąd w tobie ta pewność okropna? Kto ci takich rzeczy nagadał? O! — krzyknęła nagle, niosąc rękę do czoła, — wiem już: mówiono mi przed chwilą, że Rozalia była u ciebie. Ona w nim zakochana dotąd, wiem o tém, musiała go przed tobą okłamać! Ale nie wierz jéj, dziecko moje! ta żmija, obłudna i złośliwa, zazdrości ci i chce stanąć na drodze do szczęścia...
— Przeciwnie, matko, — odrzekłam, — ona stanęła mi na drodze do zguby. Nie łaj jéj; ona sama bardzo nieszczęśliwa, nie okłamała przede mną pana Agenora, ale dowiodła mi, że nie jestem i nie byłam nigdy przez niego kochaną...
Matka moja z silnym rumieńcem, który w czasie rozmowy téj wybił się na jéj policzki, pół-gniewnie, pół ze smutkiem odwróciła się ode mnie i rzekła:
— Widzę, Wacławo, że rozmowa z tą niedobrą dziewczyną nazbyt cię wzruszyła, abyś mogła w téj chwili mówić ze mną o rzeczy tak ważnéj. Idź i zajmij się dziś czém zechcesz, a jutro rano, gdy ci spo-