jéj bladła, fałdy na czole zagłębiały się i wargi drżéć zaczynały. Długo trzymała wzrok szklanno przykuty do jednéj litery, jaka stanowiła podpis, potém wypuściła z rąk papier i, padając na krzesło, wyszeptała bardzo blada:
— Nikczemny!
Zbliżyłam się i obie jéj ręce gorąco do ust poniosłam.
— Nie nazywaj go tak, matko moja — rzekłam — bo mnie za niego serce boli...
Spojrzała na mnie łzawym wzrokiem.
— Biedna! ty kochasz go jeszcze! ty walczysz z twém uczuciem dla niego!
Na te słowa czułam sama, że wyprostowałam się hardo.
— Kochałam go, matko — odrzekłam bez najlżejszego drżenia w głosie — ale teraz, gdym przeczytała to fatalne pismo, jakże-bym go kochać mogła? Nie! nie kocham go, ale może już serce moje tak utworzone, że nienawidziéć ani pogardzać nie zdoła... Lituję się nad nim, matko! mnie żal jego, wielki żal! on słaby... nieszczęśliwy...
Pociągnęła mię na swe piersi i gorącym ogarnęła uściskiem, a z po-za łez patrząc mi w twarz, mówiła:
— Nie dam cię jemu, śliczne dziecię moje; o, nie dam cię jemu! Tyś powinna być kochaną! na licu swém i w sercu masz takie bogactwo, że kto go nie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/372
Ta strona została uwierzytelniona.