ona po sercu i głowie, nad uchem krzycząc straszne pytanie: i w cóż mam wierzyć na świecie?
Nazajutrz wcześnie weszłam do pokoju matki i znalazłam ją zajętą pisaniem listu. Złożyła pismo, oddała je czekającemu u drzwi posłańcowi, a gdy odszedł, rzekła do mnie:
— Wysłałam do pana Agenora odmowną odpowiedź.
Gdy to mówiła, spostrzegłam, że była bledszą, niż zwykle, ale w twarzy jéj nie było żalu, owszem, malowało się w niéj silne postanowienie, kiedy niekiedy tylko mącone przebłyskiem niepokoju.
— Teraz — mówiła daléj — pojedziemy do Rodowa, aby uwiadomić babkę Hortensyą o tém, co zaszło. Będziemy musiały stoczyć z nią walkę, tém przykrzejszą, że nie mamy prawa pokazać jéj listu, będącego jedynym dotykalnym dowodem, iż postępowanie nasze słuszném jest, a nawet konieczném. Listu tego nikt, prócz nas dwóch, widziéć nie powinien; schowaj go pilnie u siebie i przy piérwszém widzeniu się oddaj do rąk Rozalii. Szalona to dziewczyna, ale z szaleństwa jéj korzystać nie mamy prawa. Babka Hortensya będzie zdumiona i rozgniewana, i daj Boże, aby to zajście przykrych skutków nie wywarło na twoję i moję exystencyę...