Po południu jechałyśmy do Rodowa. Obie z matką byłyśmy blade i zamyślone, ale spokojne. Ją wspierała widocznie miłość macierzyńska, bo tkliwiéj jeszcze, niż zwykle, patrzyła na mnie; ja z zadumą wpatrywałam się w mogiłę świeżo usypaną w mém sercu i myślałam, że pogrzebałam w niéj nie miłość prawdziwą, ale marzenia, poryw wyobraźni, co, omamiona młodemi pragnieniami, upojona światowym wirem, nie potrafiła odróżnić prawdy od zwodnego połysku i, zamiast człowieka, który istniał w rzeczywistości, kazała mi ukochać stworzoną i do ideału podniesioną przez siebie marę.
Babki moje obie, jak zwykle, siedziały w bawialnéj swego domu szufladzie, zatrudnione wyrabianiem frywolitek i kwadratów. Od progu już spostrzegłam, że babka Hortensya utkwiła we mnie oczy, ciekawe i przenikliwe. Powitała nas z największą uprzejmością, do jakiéj była zdolną, a w kilka chwil potém zwróciła się do mojéj matki ze słowami:
— Zapewne, Matyldo, przyjechałaś, aby mi oznajmić, że córka twoja została już narzeczoną pana Agenora? Spodziewam się, że i on sam wkrótce tu przybędzie...
Bladość mojéj matki zwiększyła się, fałdy leżały na jéj czole głębokie i smutne. Spokojnie jednak odrzekła:
— Kochana ciociu, plany, które dla przyszłości Wacławy raczyłaś układać, a które i ja potwierdza-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/375
Ta strona została uwierzytelniona.