Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiem dobrze, choć mi o tém nie powiedziano, że to twoja robota. Powtórz-że przede mną te baśnie, wylęgłe w twéj rozbujałéj wyobraźni... Czegóż milczysz? No, podnieś-że oczy... zobaczymy, czy będziesz miała odwagę przede mną te baśnie powtórzyć!...
Rozalia podniosła oczy, odetchnęła głęboko i wymówiła zwolna:
— Tak, babciu, tę odwagę... będę miała...
Głos jéj stłumiony i głęboki zdawał się z ciężkością wychodzić ze zmęczonéj piersi. Umilkła na chwilę i potoczyła zamglonym wzrokiem po wszystkich twarzach, potém zwróciła się znowu do babki Hortensyi i mówiła daléj:
— Wiedziałam dobrze, iż dziś znajdę tu Wacławę i przyjechałam umyślnie dlatego, aby w jéj obecności powtórzyć przed tobą babciu, to wszystko, co wczoraj przed nią mówiłam...
Babka zaśmiała się wzgardliwie i wzruszyła ramionami.
— Jeśli dlatego tylko przybyłaś — rzekła — aby powtarzać te romantyczne androny, o których słyszałam już niegdyś od ciebie, mogła-byś oszczędzić sobie fatygi i siedziéć w domu... Bo co do mnie, rozkazuję ci, przeciwnie, odwołać niegodną potwarz, jaką rzuciłaś na człowieka, który będzie mężem Wacławy...
Rozalia wyprostowała się, słaby rumieniec przebił się z za bladości pokrywającéj jéj policzki.
— Potwarzy nie rzucałam na nikogo — wymówi-