Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/385

Ta strona została uwierzytelniona.

ła zwolna, dobitnie. — To, co powiedziałam Wacławie, jest prawdą, i przybyłam tu, aby ją o téj prawdzie raz jeszcze uwiadomić, w innéj wszakże intencyi, niż to uczyniłam wczoraj. Wczoraj byłam wzburzona cała, obłąkana rozpaczą... szukałam tylko sposobu pomszczenia się nad Wacławą i wlania w jéj serce niczém nieodegnanéj goryczy... przez noc upłynioną, rozpacz moja roztopiła się w łzy... płakałam oddawna poraz piérwszy i dziś jestem lepsza... dziś mam na myśli ratować Wacławę, a jeśli można i siebie... dziś przybyłam do ciebie, babciu, znowu z ostatniém błaganiem...
Głos jéj zadrżał, ręce złożyła jak do modlitwy i oczy zaszłe łzami utkwiła w twarzy babki.
— Babciu — mówiła daléj głosem przerywanym — zważ, co chcesz uczynić! Trzy istnienia złamiesz, trzy serca na proch zmiażdżysz! On mię kocha! jak to słońce świeci na niebie, tak to jest prawdą... dlaczego, kochając mię, nie chce mię wziąć za żonę? O, babciu! ty wiész o tém! Może kto zadziwi się, że, pomimo to, nie gardzę nim, że duma kobieca nie zabiła we mnie uczucia dla niego! O, mój Boże! alboż wiem sama, dlaczego tak jest? Niech Bóg i ludzie sądzą go, ja nie usprawiedliwiam nic, o nic nie obwiniam... ja kocham tego, komu w dzieciństwie jeszcze prawie oddałam moje serce, czyją wobec Boga i sumienia żoną jestem i nikogo więcéj nie kochałam na