Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/402

Ta strona została uwierzytelniona.

— czy zapomnisz moich win względem ciebie? Czy będziesz mogła mię kochać? Powiédz! co mam uczynić, abyś mię kochać mogła?
— Róziu! — szepnęłam jéj do ucha prawie: bądź dobrą córką dla ojca twego, szukaj pociechy w téj uldze, jaką przyniesiesz jego losowi, a kochać cię będę całém sercem. Teraz już nawet kocham cię, boś taka nieszczęśliwa!
Wyprostowała się, otarła łzy i oczy podniosła w niebo, widniejące za oknem.
— Wacławo — rzekła z cicha — zawsze myślałam, że ku grzesznikom i ku nieszczęśliwym prędzéj czy późniéj zstępują takie chwile lub istoty, co ich z ciemności wprowadzają w krainę światła, z któréj byli wygnani. Wacławo! zdaje mi się, że ty to będziesz dla mnie taką opatrznościowo zbawczą istotą...
Pod ganek zajechał nasz powóz. Obejrzałam się, babki Ludgardy nie było w salonie. Poszłam do jéj pokoju.
Siedziała na swém zwykłém miejscu naprzeciw okna, z za którego widniał nieba kawałek, z rękoma splecionemi na świętéj księdze, leżącéj na kolanach, i wzrokiem utkwionym w klatkę z kanarkami.
Kiedy przyklęłam przed nią, objęła moję głowę z miłością, uczyniła nade mną błogosławiący znak krzyża i szepnęła:
— Biedne dziecię! i ze mną tak samo działo się, jak z tobą!