Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

głowa moja układała się do spoczynku i oczy pragnęły zamknąć się do snu, gospodarowała mi po mózgu, przemocą rozwierała powieki i szeptała do ucha pytanie: i w cóż mam wierzyć na świecie?
Tymczasem na wieść o odmowie, jaką otrzymał ode mnie pan Agenor, żądni bliższych objaśnień zaczęli zjeżdżać się do nas liczni goście. Na twarzach ich spostrzegłam zdziwienie, radość, ironią, pożałowanie, a nadewszystko ciekawość. Emilka przyjechała najpiérwsza i, ściskając mi rękę, szepnęła:
— Dobrześ uczyniła; on nie wart był ciebie! Potém opowiedziała mi, że pan Agenor, w parę dni po otrzymaniu od mojéj matki odmównego listu, opuścił okolicę; domyślano się, że pojechał do stryjecznego swego brata, który mieszkał daleko, a był bardzo bogatym, z prośbą o pomoc pieniężną, bo na wieść o niedoszłém między nami małżeństwie, kredytorowie, jak stado kruków, opadli jego piękny pałacyk.
Helenka przy spotkaniu się ze mną zaśmiała się właściwym sobie śmiechem, który, jak się ktoś wyraził: „smutniejszy był od płaczu”, i zawołała do mnie:
— Rozpoczęłaś już tedy, Wacławo, pocieszną naszę wędrówkę ścigania ideałów i strącania ich z piedestałów. Winszuję ci i życzę szczęśliwéj drogi! Co do mnie, odbyłam taką samę i, dzięki Bogu, znajduję się u jéj końca!