Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakże tu pogodzić się z nędzą, gdy dusza wyroiła bogate pałace o ścianach dyamentowych? Miałyż-by pragnienia młodéj dziewicy uleciéć od niéj na zawsze w krainy napowietrznéj poezji, a nigdy obok niéj w ziemskich nie zjawić się kształtach? Smutno! Zakryłam oczy dłonią, a mara zwątpienia, blada, drżąca i zimna, podniosła się w sercu mojém na świeżéj pogrzebanego uczucia mogile i znowu szeptała do ucha przepaściste pytanie: i w cóż mam wierzyć na świecie? Nagle, pod przymkniętemi memi powiekami, niewyraźnemi z razu zarysy, poczęła migotać twarz jakaś męzka, nieznana i dobrze znana zarazem. Powoli uwydatniały się i uplastyczniały rysy téj twarzy; widziałam czoło wielkie, wypukłe, pod niém ściągłe oczy, patrzące w przestrzeń z rozumnym spokojem, usta, ozdobione łagodnym myślącym uśmiechem. Coraz wyraźniéj, coraz światléj twarz ta rysowała się na tle ciemném, pod przymkniętemi powiekami memi. Wpatrzyłam się w nią i poznałam raz tylko w życiu widzianą twarz hrabiego Witolda.
Drżąca mara zwątpienia skryła się znowu w daleki zakąt serca i przycichła, a ja myślałam ze zdziwieniem: dlaczego to nieznane oblicze wyryło się w méj pamięci tak dobitnie i głęboko? Dlaczego po raz już drugi stawało ono przede mną w chwili, gdy dusza moja najgoręcéj szukała po świecie prawdy i spokoju? Czy w człowieku, który je nosił, leżało właśnie to, o czém śniła gorąca ma wyobraźnia, a duch mój,