Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie w młodości słyszą echo jego w swych własnych sercach, gonią za dźwiękiem podobnym, a niespotkawszy go, zniechęceni, sami gubią to echo na drodze życia?
Takiemi zajęta myślami, patrząc przed siebie, usiadłam w przytykającym do bawialnego salonu gabinecie, na sofce, która naprzeciw drzwi stała. Z zamyślenia zbudził mię głos Henryka; zwróciłam wzrok na drzwi wpół przysłonięte firanką i zobaczyłam go, zabierającego miejsce naprzeciw mojéj matki. Oboje siedzieli zwróceni do mnie profilem i nie patrzyli w stronę, w któréj byłam, ja zaś widziałam ich fizyognomie wybornie, a słowa rozmowy bardzo wyraźnie mnie dochodziły. Henryk mówił do mojéj matki:
— Przed chwilą miałem honor prosić pannę Wacławę o jéj rękę, i otrzymałem odmowę.
Wyrzekł te słowa zwykłym sobie zimnym i przeciągłym tonem, w którym daremnie chciał-by kto dosłyszéć żywsze jakie wzruszenie gniewu, czy żalu. Moja matka podniosła na niego spojrzenie i nie wiem, czy się nie myliłam, ale wydało mi się, że trochę pobladła. Henryk mówił daléj:
— Mam nadzieję, że pani nie weźmiesz mi za złe, iż nie poprzestając na téj odmownéj odpowiedzi jéj córki, ośmielam się prosić ją o kilka chwil rozmowy w téj materyi... Panna Wacława, tak młoda... tak niedoświadczona, spogląda zapewne na tę kwestyą z innego stanowiska, niż ludzie, którzy mają nieco