Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

niewysłowiony i wiara rzewna, dziecięca, co mi, niby przeczucie, z daleka kędyś płynące, słodko do ucha szeptała: jest dobro, jest prawda, jest wielkość na ziemi!... Gdy w godzinę potém, z pogodną już twarzą przyszłam do mojéj matki, powiedziała mi, że za tydzień opuścimy wieś, aby na całą zimę zamieszkać w mieście W., gdzie czekało już na nas oddawna przygotowane mieszkanie.
— Zima smutna jest na wsi, i oddawna przywykłam w mieście ją przepędzać — mówiła moja matka — zresztą, — dodała po chwili zamyślenia, — nie wyrzekłam się nadziei wydania cię za mąż, nim odjedziesz do ojca. Dla matki wielkie to szczęście zawsze, jeśli sama córkę swą do ślubnego poprowadzi ołtarza, a przytém nie rozstałam się zupełnie z myślą, że młoda, dobrze wychowana i wielu obdarzona zaletami, pomimo ruiny mego majątku, możesz jeszcze zrobić dobrą partyą i zdobyć w świecie pozycyą, jakiéj dla ciebie pragnę...
Mówiąc to, patrzyła na mnie, a potém z czułością pogładziła mię po twarzy i rzekła żartobliwie:
— A widzisz, filutko! uśmiechasz się z zadowolenia, że ja téj dobréj nadziei nie tracę, bo téż i sama nie tracisz jéj zapewne.
Zaledwie słyszałam słowa méj matki o tych nieutraconych jeszcze przez nią nadziejach, o dobréj partyi i pozycyi w świecie. Uśmiechałam się zaś do twarzy nieznanego człowieka, która, piękna spokojną,