Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

lampy, przyćmione matowym kloszem, przykrywającym ją na noc, wpływało pomiędzy arkady i słało się u stóp moich po wzorzystym kobiercu, podobne do smug promieni księżycowych. Cztery pyzate aniołki w szafirowych rozwiewnych szatach, wymalowane na suficie, zdawały się uśmiechać i potrząsać wiankiem róż, który trzymały w ręku; obnażone ich ramiona i stopy odskakiwały od białego tła z miękką okrągłością kształtów. Od grupy wazonów, ustawionych pod oknem, wymykała się delikatna woń kwitnącego heliotropu i harmonijnie łączyła się, z delikatną także, bladoróżową barwą, jaką obleczone były ściany i sprzęty. Zupełną ciszę przerywał tylko łagodny tentent alabastrowego zegara, postawionego na konsoli; z za firanki, która blado-różowemi strumieniami spływała pośród arkad, wymknęła się muszka, kiedyś jeszcze znać latem tu zbłąkana, zabrzęczała w powietrzu, uderzyła się parę razy o sufit i poruszyła kryształowe u lampy wisiory, które zabrzęczały głucho.
Zanurzona w ciszy, w pół świetle, eterycznéj a upajającéj woni, przymknęłam znużone oczy, ręce bezwładnie opuściłam na suknią, włosom pozwoliłam, aby mi twarz opłynęły, i pół we śnie, pół na jawie, myślałam: że piękną, rozkoszną była ta szata, o któréj mówiła moja matka, szata miękkości, zbytku, próżnowania i napowietrznych rojeń: że trudno było pozbyć się jéj temu, kto się nią raz przyoblokł, że... Nagle zaszeleściało coś w fałdach firanki. Podniosłam po-