Więc cóż jest tu prawdą? Więc gdzież jest tu prawda? Więc do czegoż tutaj uczepić mam wiarę mego serca, która w méj piersi rozpoczęła tak wcześnie bój ze zwątpieniem?
Muszka, która, nad głową moją krążąc, monotonném swém brzęczeniem dopomogła snuć się półsennéj méj zadumie, zmęczona, skryła się w fałdy firanki i umilkła.
Otworzyłam oczy i spojrzałam wokoło. Aniołki na suficie potraciły swe uśmiechy, i smętnie zadumane, patrzyły na się wzajemnie, niby pełne zdziwienia, zadając sobie pytania. Pod niemi kryształowe wisiory błyszczały zimną bielą, podobne do soplów lodu; cienie od sprzętów stały martwo rozpostarte po ścianach, a obok nich mniéj spokojnie ruszały się i migotały smugi bladego światła, jakby z trwogą umknąć pragnęły od czarnych sąsiadów.
A jednostajny tentent zegaru szemrał z cicha w rogu pokoju, i coraz bardziéj usypiającym zmysłom moim słał słowa mego ojca: „Nie ufaj zbyt połyskom, dziecię, i nie oddawaj im całego serca twego.”
Kto widział kiedy zawrotny długi taniec, w którym, przy grzmiących, napowietrznych, namiętnych tonach muzyki, ludzie wirują, jedni na trzeźwo, inni w upojeniu, a wszyscy szalenie biorą się za ręce, łą-