Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

czą się w pary, opuszczają się, rzucają na się wzajem grad spojrzeń i uśmiechów, zbliżają się znowu i znowu oddalają się pojedyńczo, każdy w inną stronę, aby się zejść na nowo i podać sobie ręce, i odebrać je raz jeszcze, a do kogo innego wyciągnąć ramiona; kto widział kiedy taniec taki, w którym jest wszystko: wesele udane, czy prawdziwe, miłość istotna, czy sztuczna, namiętność widoma, czy tajona, łzy wydobywające się przemocą z za uśmiechów, śmiechy głuszące tajemne westchnienia, uderzenia serc, przyśpieszone gorączkowém wzruszeniem, rozdrażnieniem, niepokojem, radością, zwątpieniem, zawodem; kto widział tę mieszaninę rozlicznych uczuć i wrażeń, miotających ludźmi, jak miota wiatr gęstą zaroślą trzcin chwiejnych, porastającą rozłóg szeroki: ten może sobie stworzyć wyobrażenie, czém jest w wielkiém mieście sezon zimowy dla garści ludzi, co się tam zebrali, aby pokazać się, ubawić, skąpać serca i głowy w napojonéj odurzającym narkotykiem atmosferze tłumu, gwaru i błyszczącego kameleonową grą barw światowego ruchu.
Nieprzerwanym hukiem kół turkocą powozy, brzęczy głucho bogata uprząż na karkach dumnie stąpających rumaków, szeleszcą jedwabie, powiewają wstęgi, przezroczyste koronki odsłaniają nagość śnieżnych szyj i ramion, dyamenty błyszczą wśród splotów warkoczy, sztuczne kwiaty sztuczną woń rozlewają, w salach balowych grzmi porywająca muzyka, w tea-