Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.


XLIV.

Towarzyskie koło, do któregośmy należały, składało się z kilkunastu domów, istotnie zamożnych, lub okazujących wszelkie zamożności pozory. Między niemi było kilka rodzin, z któremi sąsiadowałyśmy na wsi, przybyłych, jak i my, na całą zimę do miasta. Do liczby tych należała także i pani S. z córkami. Odmowa, jaką otrzymał odemnie pan Henryk, nie nadwerężyła bynajmniéj dobrych stosunków pani S. z moją matką, ani córek jéj ze mną. Piérwsza starannie okazywała, że nie wié wcale o wydarzoném zajściu; drugie, zaraz przy piérwszem ze mną spotkaniu, uścisnęły mię i szepnęły na ucho, że, lubo domyślają się wszystkiego z kilku słów, jakie wymknęły się ich bratu, niemniéj jednak nie mają do mnie żadnego żalu i kochają mię, jak dawniéj. Śród wrzawy miastowéj, okropna nuda, która dręczyła panny S. na wsi, w godzinach upływających pomiędzy ukończeniem toalety, a przybyciem gościa, lub wyjazdem w sąsiedztwo, pierzchnęła: tak, jak i ja, nic one nie robiły, a nigdy nie miały czasu; a lubo miejski sposób życia nie był dla nich taką, jak dla mnie, nowością, to przecież, zbliżone do siebie wiekiem i usposobieniami, jednostajnego prawie doświadczałyśmy upojenia. Zenia zresztą, za swym tryumfalnym rydwanem przyciągnęła do miasta skrępowanego nie-