Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

Dwa miesiące nie minęły, gdy i ja w ten sam sposób bawić się zaczęłam: chwytałam piłkę, odpierałam ją i rozrzucałam strzały na wsze strony...
Każde wejście moje na salon było wjazdem tryumfalnym, a niewolników moich i liczyć już przestałam, bo była-by to próżna fatyga. Liczba ich bowiem zmieniała się codziennie, stając się to mniejszą, to większą, lecz zawsze była znaczną. Bawiłam się wybornie i czasem tylko, gdy na chwilę zostawałam sama jedna, zdawało mi się, że coś odmieniło się we mnie, że czegoś nie dostawało w moich myślach, co dawniéj przecie w nich było, pustka jakaś zalegała piersi coraz szerzéj.... Krótkie to jednak były momenta, po których następowały znowu szał i upojenie zabawy. Zapyta kto może, czy u końca zabaw tych widziałam cel jaki? czy dążyłam do czego? czy czego pragnęłam i wyglądałam niecierpliwie? Gdzie tam! Il faut bien faire passer son temps, n’est-ce pas messieurs?

XLV.

Nagle obudziłam się.
Był to dzień szczególniéj ożywiony, a zarazem pracy pełen; od rana już pracując, nie mogłyśmy jednak czasem nastarczyć. Oddałyśmy i przyjęłyśmy kilka wizyt, uczestniczyłyśmy na proszonym obiedzie, a wieczorem miałyśmy być na tygodniowéj herbacie u pani Natalii.