Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy nareszcie, skończywszy ubiór, wróciłam do gabinetu, nie znalazłam już tam mojéj matki, a list mego ojca leżał na stole. Wzięłam go do ręki, chcąc raz jeszcze rzucić nań okiem, gdy na papierze zobaczyłam dwie drobne plamki świeżéj wilgoci. Żywe światło świec palących się w kandelabrze, przeglądało się w tych plamkach, mówiąc mi wyraźnie, że były one dwiema łzami, które z oczu mojéj matki na list upadły.....
Długo stałam przy kandelabrach ze zwisłemi na suknią rękoma, opadłą na piersi głową, czując w sercu drżenie uczuć różnych, w głowie natłok myśli, które wracały do mnie z długiéj podróży.
Tak, czułam wyraźnie, że to, com posiadała, starczyć mi mogło tylko na chwilę upojenia i szału, ale że po ocknieniu najlepsza część mego ducha w inne rwała się sfery, ulatywała od tego, co mię otaczało, ku czemuś dalekiemu, nieznanemu, ale wielkiemu, jak wszechświat Boży. Przycisnęłam list ojca do serca, które odzyskało dawne gorące bicie, i całą mię zdjęło niezmierne pragnienie ujrzenia, doścignięcia tych świateł i tego ognia, których przeczucie nosiłam w duszy, a których łuna biła ku mnie ze słów ojcowskich.
Drzwi otworzyły się i lokaj oznajmił, że kareta do wyjazdu gotowa. Zamyślone i milczące obie, wsiadłyśmy z moją matką do powozu, i nie zamieniwszy z sobą żadnego słowa, zajechałyśmy w bramę mieszkania pani Natalii.