Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Po raz piérwszy, wstępując po szerokich i rzęsiście oświetlonych wschodach, i słysząc w przedpokoju gwar licznego towarzystwa, zebranego w salonach, pytałam siebie: z jakiego źródła płynąć będzie ta uciecha, któréj doświadczę tam pośród blasku i tłumu? i jakim jest cel téj zabawy, ku któréj dążę?

XLVI.

Zdawało mi się, że wchodząc owego wieczoru do salonu pani Natalii, wyższa byłam i głowę wyżéj niosłam, niż zwykle. Czułam, że oczy moje goręcéj błyszczały, a oddech pełniejszy był i szerszy. Szlachetne słowa z listu mego ojca szły za mną, krążyły nade mną, wyprzedzały moje kroki i całą mnie napełniały prądami niezwykłéj podniosłości ducha.
Towarzystwo zebrane już było w pełnym komplecie na tygodniową herbatę. Na kanapie, jak zwykle, królowały najpoważniejsze panie, przy nich, na fotelach zasiadły młode mężatki, daléj rozwijał się, uroczysty milczeniem, a różno-barwny sukniami, wieniec panien, a wkoło siedzieli i stali mężczyzni różnego wieku.
Przechodząc przez salon, spostrzegłam w znaczném oddaleniu od całego towarzystwa zostającego człowieka. Siedział on w rogu salonu na małéj kozetce, a stojąca obok etażerka z nutami i z drugiéj strony wysoki kosz, pełen wazonowych roślin, rzucały cień na jego