Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

Czy można przerwać pana zadumę i wezwać go bliżéj do naszego grona?
Na te słowa z kozetki, stojącéj w rogu salonu, podniósł się osamotniony dotąd mężczyzna, i wyszedłszy z cienia etażerki i wazonów, zbliżył się do kanapy:
— Pozwoli pan zapytać siebie — ciągnęła zwrócona doń gospodyni — co jest powodem dzisiejszego pana zamyślenia? Czy w obcych krajach, w których przebywałeś pan tak długo, istnieje jaka para włoskich oczu, która myśli jego daleko od nas pociąga? Czy po paryzkich salonach, nasze rozmowy i osoby wydają się panu tak barbarzyńskie, że i uwagi na nie zwracać nie raczysz? Czy może ukryłeś się pan w cieniu dlatego, aby stać się bardziéj zajmującym i pożądanym, i abyśmy zmuszone były szukać go pomiędzy zielenią wazonów, jak fijołka śród trawki?
Wszystko to wymówione było tonem żartobliwym, trochę z zalotnością i odrobiną ironii.
— Ani jedno, ani drugie, ani trzecie — odpowiedział pan Lubomir, lekko się kłaniając. — Nie zostawiłem w obcych krajach żadnéj pary oczu, do któréj-bym zwracał się tęskną myślą; świetnego salonu pani nie śmiał-bym lekceważyć, choć-bym go nawet porównywał z temi, jakie widywałem w Paryżu; do przybierania na siebie roli fijołka, kryjącego się w trawie, nie mam najmniejszéj pretensyi: oto poprostu