a uraziły drugich. Niektórzy nawet uśmiechali się ironicznie. Najwidoczniéj jednak uśmiechała się tak Helenka, obok któréj siedziałam. Zdziwiona tém, pochyliłam się do jéj ucha i szepnęłam:
— Czy znasz tego pana Lubomira? Helenko.
— Wybornie — odpowiedziała mi, również cicho.
— Kto to jest?
— Daleki kuzyn pani Natalii, brat rodzony Zosi, ma znaczne majątki w powiecie N.
— Dlaczegoż poraz piérwszy dopiéro pojawił się dziś między nami?
— Przed kilku dniami wrócił z za granicy.
Dając mi te wszystkie odpowiedzi, Helenka nie przestawała uśmiechać się ironicznie.
— Nie prawdaż? — rzekłam do niéj jeszcze ciszéj — że to, co przed chwilą wyrzekł pan Lubomir, dowodzi, iż jest szlachetnym i rozumnym człowiekiem?
Ku wielkiemu memu zdziwieniu, Helenka zamiast odpowiedziéć mi twierdząco, z wielką żywością poniosła do ust chusteczkę, aby pokryć parsknięcie śmiechem.
— Czegoż śmiejesz się, Helciu? — spytałam z lekką urazą.
Odjęła chusteczkę od ust i popatrzyła na mnie, potém rzekła, wzruszając ramionami:
— Długo musiała-bym mówić, gdybym ci opowiadać chciała, z czego się rozśmiałam. Gdy poznasz
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.