dzy Zosią a wujem jéj, zasłyszaną przeze mnie na balu w Rodowie, a wraz z nią przed pamięcią moją stanął ów młody prawnik o szlachetnéj i rozumnéj twarzy, który na zabawie téj zajmował się Zosią, a którym zajmować się wzajem wuj jéj tak surowo zabronił. Pomyślałam, że gdyby Zosia zostawała pod opieką swego brata, nie oddalił-by on pewnie od niéj człowieka, do którego czuła sympatyą, dlatego tylko, iż pochodził z innéj, niż ona, towarzyskiéj sfery. O tém samém może myślała Zosia, bo piękne zamyślone jéj oczy tkwiły w twarzy brata z miłością, uwielbieniem, jak mi się zdawało, niemą nadzieją.
Przez resztę wieczora zostawałam pod wpływem miłego wrażenia, jakie uczyniła na mnie szlachetna mowa pana Lubomira. Doświadczałam takiego poczucia, jakiego doświadcza człowiek, który nagle i niespodzianie znajduje na drodze swojéj to, czego z całéj siły pragnął przed chwilą.
Gdy nakoniec pożegnałyśmy z matką towarzystwo i salon, pełen jeszcze gości, zostawiłyśmy za sobą, zstępowałam ze wschodów mieszkania pani Natalii zamyślona, rozmarzona prawie. Helenka, która jednocześnie z nami opuściła ze swą matką zabawę, ujęła mię pod rękę i schyliwszy się nad mém uchem szepnęła:
— Widzę, kochana Waciu, że w serduszku twojém budzi się nowy piedestał dla nowego ideału!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.