— A gdyby tak było w rzeczy saméj? — spytałam.
— Nic — odparła Helenka — prosiła-bym cię tylko, abyś, ku wspólnéj naszéj nauce, uwiadomić mię raczyła o chwili, w któréj ideał spadnie z piedestału i na miazgę się pogruchoce.
— Zkądże ci ta pewność, że tak będzie? — zapytałam.
Helenka zaśmiała się znowu, ale nie miała czasu na odpowiedź, bo kareta jéj rodziców wtoczyła się w bramę.
Przez całą drogę do domu myślałam o panu Lubomirze; myślałam o nim, zdejmując z siebie wieczorowe ubranie, i gdy samotna już w sypialni mojéj odczytałam raz jeszcze list mego ojca, pomyślałam, że pan Lubomir był bardzo niepospolitym człowiekiem, i w ustach swych miał tak szlachetne słowa, jakiemi ojciec mój za pośrednictwem listów przemawiał do mnie.
Pan Lubomir złożył nam wizytę i często u nas bywać zaczął. W tydzień około po owym wieczorze u pani Natalii, rzekł do mnie półgłosem:
— Miałem zamiar parę dni tylko przepędzić w W., ale poznałem panią i zostanę póty, póki pani tu będziesz.