Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

nych tu i owdzie, a rozweselających oko, wykutemi z kamienia postaciami Nereid, Nimf i Neptunów. Nigdzie tu jeszcze nie znać przekształcającéj wszystko ręki nowych czasów; nigdzie dłoń nowożytnego architekta nie targnęła się na kapryśne i posępne budowle starych wieków; nikt tu wysokich ścian, popękanych od starości i fantastycznie zdobnych w kapryśne załamania, nie stłukł, dla zastąpienia ich architektonicznemi cackami, o symetrycznych, lecz ulotnych liniach; nikt ulic i gmachów nie obmierzył jeszcze niwelującym cyrklem i nie zarzucił na nie modnego pokostu konwencyonalnéj jednostajności. Na dnie doliny owéj, latem zielonéj i kwietnéj, zimą zasnutéj białemi mgłami, posępny i zamyślony stoi gród stary, tak zupełnie, jak go tam wieki minione rzuciły, jak go zbudowały stopniowo i zwolna wieków tych wiara, potrzeby, uczucia. Wieżyce licznych świątyń sterczą w górę i głosem dzwonów z rana rozmawiają z krzyżami, co ze wzgórzy wyciągają ku nim ramiona, a wieczorem, milcząc, patrzą w niebo, jakby mu zadawały pełne grozy i skargi pytania, albo przypomniéć mu pragnęły tych, których dłoń zbudowała je tam, jako wiary strażnice święte. Stutysięczna blizko ludność, od wzgórz niemych, od murów starych świątyń, rozmawiających z niebem, zapożyczyła powagi smętku. Nie ujrzysz tu dziarskich i zuchwałych ruchów innych miast pospólstwa, ani skocznych kroków kobiet, rzucających się w oczy