Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

przechodniom krzykliwą sukni barwą; ani owéj młodzieży, niedbającéj o jutro, cynicznéj, rozhulanéj, krokami tryumfatorów stąpającéj po bulwarach i skwerach przy akompaniamencie laseczki, uderzającéj w takt o kamienie. Tu zaduma leży na czołach, dziwna powolność tkwi w ruchach, piękne nawet i młode głowy częściéj opadają na piersi, niż z weselem podnoszą się do góry; ubiory proste, jakby graniczące z żałobą. Na piérwszy rzut oka, powierzchownie patrząc, powiesz, iż to miasto, do którego nie zajrzał jeszcze wykwint cywilizacyi, które, nie posiadłszy wdzięcznych form panujących gdzieindziéj, ubiera się dotąd w negliż niedbały. Ale gdy, jakiémkolwiek powodowany uczuciem, blizko i badawczo przyjrzysz się tym prostym szatom, czołom zamyślonym, ustom bez koloru i uśmiechu; pod niedbałym negliżem, zamiast wykwintu miast innych, ujrzysz wspaniałość potężnego dramatu, w którym, patrząc codziennie na swe góry rodzinne i gmachy, co wieki przeżyły, razem z wieżycami swych świątyń zadają niebu pytanie słowami Chrystusa: „O, Panie! czemuś mię opuścił?”
Szłam, oparta na ramieniu Bini, jedną z najdłuższych i najwęższych ulic miasta, i ciekawie otwartemi oczyma patrząc na ludzi, którzy wkoło mnie licznie i tłumnie wązkiemi postępowali chodnikami, myślałam sobie: czemuż tak obca jestem tym ludziom? Czemuż wydaje mi się, jakobym inny jakiś, niż oni,