Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie, którzy namyślają się nad czémś, lub liczą smutki, jakie im w piersi osiadły; inni jeszcze, krocząc z towarzyszami pod ramię, szeptali między sobą ciche rozmowy, lub rachowali na palcach, może korzyści, osiągnięte z dnia upływającego. Tam znowu śpiesznie a cicho przeciska się przez tłum młoda panna, z gęstą woalką na twarzy. Futerko jéj zszarzane, ręka nie okryta rękawiczką, ciemna wełniana suknia długie już dni pamięta, a ze zniszczonego rękawka wygląda para książek. To biedna nauczycielka, wracająca z lekcyi do ubogiego, ale miłego pewnie, domu rodziców, bo mimo chłodu i śladów ciężkiéj pracy, ładna twarz jéj uśmiecha się pogodnie, a krok lekki, pewny i śpieszny. A tu pod schodami kościoła siedzi kobieta, chuda, wybladła, odarta, dziecię drżące od chłodu tuli się do jéj piersi, dłoń zsiniałą wyciąga do przechodniów...
Boże mój! myślałam, ileż tu między tymi ludźmi pracy, piękności, zacności, nieszczęścia, ubóztwa! A my nic, nic o tém wszystkiém nie wiemy, i nie widzimy tego wszystkiego przez okna mieszkań naszych, przysłonione adamaszkowemi firankami, ani przez szyby karet, tak prędko, prędko mknących przez ulice miasta!...
Nagle Binia silniéj nieco pociągnęła mię za rękę, i ujrzałam się z nią razem pośród obszernego dziedzińca, otoczonego wysokiemi, w kwadrat pobudowanemi, murami. Mury te, głuche i milczące, setkami