niemych okien patrzyły na świat, jak smutnemi oczyma; z wnętrza ich nie wychodził najmniejszy gwar żyjących, a u stóp ich kamienie, któremi wybrukowane było podwórze, gdzieniegdzie wystawały z pod śniegu i szarzały, jak głazy grobowe. Odgłosy miasta mało tu dochodziły, cisza rozlewała się dokoła, a czuć w niéj było smutek dziwny, zaświatową jakąś powagę.
Spojrzałam na Binię. Opuściła ona moje ramię i stała nieruchomie, z rękoma splecionemi jak do modlitwy i wzrokiem wpatrzonym w nieme okna gmachu. We wzroku, jakim na te okna patrzyła, był rodzaj pobożnego uczucia, z za którego przeglądała boleść.
Po chwili piastunka moja zwróciła oczy na mnie i głosem pełnym smutnéj powagi zaczęła mówić:
— Tu, w tych murach urodziłam się, i dzieckiem małém będąc, słyszałam i widziałam, jak wnętrza ich, nieme dzisiaj, wrzały gwarem głosów młodzieńczych.
Tu ojciec mój zajmował zaszczytne stanowisko, a jam od niego i otaczających go ludzi przejęła do głowy trochę światła, do serca wiele miłości.
Wyciągnęła drżącą trochę rękę w kierunku okien.
— A dziś — podchwyciłam — dziś, Biniu, co jest w tych murach?
Przeniosła na mnie pełne smutku spojrzenie, potém znowu zwróciła je w górę i milcząc wskazała mi dwa okna gmachu.
Jedno z nich miało parę szyb wybitych, a przez nie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.