Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

domowi, gdy do uszu naszych doszedł gwar rozgłośny, złożony ze śpiewów ludzkich i muzyki kościelnéj. Binia zwróciła się w stronę, zkąd gwar ten płynął, i pociągnęła mię w ciasną, murami ostawioną, uliczkę, gdzie w głębi wznosiła się oszklona kaplica. Okno kaplicy na oścież było w téj chwili otwarte, a przez nie, zwieńczone światłem jarzącém, widniało oblicze Bogarodzicy.
To miejsce znałam już dobrze, bo nieraz w niém byłam z matką, ale nigdy nie wydało mi się ono tak, jak teraz, rzewném i uroczystém. Ciasną uliczkę zalegały klęczące tłumy, mnóztwo oczu tkwiło w świętym obrazie, pod którego stopami chórem śpiewali księża; gdzieniegdzie widać było twarze, łzami zalane, i słychać płacz, wyrywający się z piersi.
— Oto — szepnęła Binia, pochylając się nade mną — to widzisz przed sobą jeszcze jeden pomnik wiekowy. Tu lud zmęczony przychodzi do ołtarza wsławionego cudami, błagać o leki na zagojenie ran swoich. To słodkie oblicze Maryi przez długie wieki patrzy na tłumy korne i rozmodlone, które w niéj widzą symbol wiary.
Majestatycznym chórem podniósł się w górze śpiew księży i szept Bini zagłuszył.
Ze wzrokiem, przysłonionym ciągle wilgotną mgłą wzruszenia, stanęłam u bramy mieszkania naszego i raz jeszcze rzuciłam spojrzenie na roztaczającą się przede mną ulicę miasta. Dzień kończył się, a mia-