Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

pokój mojéj matki, która znowu, jak po piérwszéj bytności złowrogiego Izraelity, przez cały wieczór miała migrenę. Ja zaś, zamyśliwszy się nad upomnieniem, jakie mi dała matka, przyszłam do wniosku, że towarzystwo ugalonowanego lokaja, zalecane mi przez nią, miało być jedną ze szmat téj pozłacanéj szaty bogactwa i świetnéj pozycyi, którą matka moja tak pilnie starała się okrywać mnie i siebie. I przyszło mi na myśl, że ów żyd, którego odwiedziny sprawiały zawsze mojéj matce migrenę, i nieznany jego towarzysz, zdzierali z niéj zapewne tę szatę pożądaną...
Z nieokreślonym smutkiem w sercu przegawędziłam z Binią cały wieczór i spostrzegłam, że w opowiadaniach moich, w których przedstawiałam jéj świat mi znajomy, powiele razy powtórzyło się imię pana Lubomira.
Wdzięczną mu byłam za to, że nasunął mi myśl zwiedzenia starego grodu i napojenia się temi pięknemi wrażeniami, jakich doświadczyłam; myślałam o nim długo; rozbierałam w myśli rozmowy jego szlachetne i wzniosłe słowa, które wypowiadał kwieciście a obficie; uznałam go bezwarunkowo wyższym i zacniejszym, niż wszyscy ludzie, z którymi dotąd przestawałam, i usnęłam, czując, że na gruncie mego serca, spragnionego wiary, miłości i uczuć pięknych, kiełkuje nowy kwiatek, podobny do tych dwóch piérwszych opadły z listków, i nad grobami, w któch je pochowałam, sterczały nagiemi łodygami smutnego wspomnienia.