Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

dziéj zajmującą miał powierzchowność! Agenor posiadał dźwięk głosu, którego mistrzowskie melodyjne modulacye rozmarzały mię i upajały, a Lubomir wygłaszał szczytne myśli, co umysł mój i serce unosiły w siódme niebo zachwytów. Tamten, słowem, myślałam sobie, był pociągającym, światowym, zręcznym i świetnie ułożonym człowiekiem; tego dusza objawia mi się piękną i wzniosłą, i czuję, że duszy mojéj bratnią ma naturę. Czyż dlatego, żem się raz lub dwa razy zawiodła, mam wątpić o wszystkich ludziach na ziemi? Nie! prawda, dobro, wielkość istnieją na świecie; mówi mi o tém wiara i niestłumione niczém pragnienie serca młodego, które pozbyć się nie może ideałów swoich, przeczutych, wymarzonych i wypieszczonych.
Nie, słowa pana Lubomira nie kłamią! kłamać tak płynnie, tak kwiecistym stylem, tak podniosłemi wyrazami, nie umieją chyba ludzie.
Lubomir jest w istocie człowiekiem wyższym, niepospolitym, jednym z tych ludzi może, którzy, według słów mego ojca, wielkością swą przyświecają ziemi, jak zrzadka rozsiane, lecz szeroko rozpalone, pochodnie.
Po takim szeregu wątpliwości, pytań zadanych saméj sobie i odpowiedzi na nie, porywałam za barki brzydką marę zwątpienia, rzucałam ją pod stopy i deptałam, jak zjadliwą żmiję, która jadowitém swém żądłem chciała mi zatruć chwile marzeń rozkosznych