liła je, a na jednéj z nich, niby tęskny, zrozpaczony, okwitał bujny kwiat blado-różowy.
Popatrzałam na te dwie kłoniące się ku sobie gałęzie, a myśli różne tłumnie zaczęły tłoczyć się do méj głowy. Potém spojrzałam na Zosię, która patrzyła na mnie ciągle swemi łagodnemi, ciekawemi, w téj chwili smutnemi trochę, oczyma, i rzekłam:
— Alboż ja sama wiem, jak odpowiedziéć na pytania twoje, Zosiu droga? Wszakże jestem także istotą niedawno w świat rzuconą, i z ciekawością a niepokojem pragnącą wyczytać sfinxowe jego zagadki i tajemnice. Wszakże sama nieraz łamię się z myślami, rojeniami, pragnieniami, których dobrze nie rozumiem, a które, jak stado ptaków wichropiórych, tłumnie zlatują mi do głowy i piersi. Zkąd? nie wiem. Może z nieba, może z jakichś krain zaświatowych, z których na tę ziemię przyszłam, może z nieznanych sfer przeszłości mojéj, która mi je przysyła, jako przeczucia, zapowiednie, proroctwa tego, czém będę i jaką będę?... Na pytania więc twoje nie mogę, nie umiem odpowiedziéć jasno, bo i przede mną samą jeszcze pytania podobne nierozświecone zupełnie stoją. Ale spójrz: widzisz te dwie gałęzie, które mimowiednie gną się i chylą ku sobie. Może tak samo na drogach ziemskich spotykają się dwie dusze ludzkie i, mimo wiedzy, mimowoli, przeczuwając, że są siostrami, że są dla siebie wzajem stworzone, dążą, aby się złączyć w jednę myśl, w jedno uczucie,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.