Widzisz, Wacławo, wujaszek i wujenka nie życzą sobie, aby Władysław częstym ich był gościem, a przyjmują go dlatego tylko, że prosił ich o to Lubomir....
— A więc pan Lubomir polubił pana Władysława? — spytałam.
— Bardzo, — odpowiedziała Zosia — ściskając mię za rękę; obchodzi się z nim przyjaźnie i kilka razy znalazłam pana Władysława w jego pokoju, gdy przyszłam, jak zwykle, na poobiednią do niego gawędkę....
Tu Zosia urwała nagle i patrzyła się w przestrzeń szklanemi oczyma, jakby uderzona nagłą jakąś myślą. Po chwili szepnęła, więcéj do siebie, niż do mnie: Nie rozumiem...
— Czego nie rozumiesz? — zapytałam.
— Tego, — odrzekła, budząc się z zamyślenia, — że za każdym razem, gdy, przychodząc do Lubomira, znajdowałam w jego pokoju Władysława, Lubomir zdawał się być niezadowolonym z mego przyjścia i wyprawiał mię coprędzéj pod różnemi pozorami.
— Zapewne mieli z sobą do pomówienia o czemś, czego nie powinnaś była słyszéć.
Zosia ogniście pocałowała mię za to tłómaczenie w oba policzki. Wyraźnie niepokoiło ją zagadkowe postępowanie brata, a moje słowa uspokoiły zupełnie.
Pewnego dnia wbiegła do mego pokoju z takim
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.