wyrazem na twarzy, iż byłam pewna, że coś ważnego stać się musiało. Długo nie mogła mówić, tylko ściskała mi ręce tak mocno, jak nigdy, i okrywała mą twarz gorączkowemi pocałunkami.
— Wacławo! Wacławo! — zawołała, wybuchając nagle, — jakam ja szczęśliwa! jakam ja dziś szczęśliwa!
Przycisnęła obie ręce do piersi, falującéj przyśpieszonym oddechem, upadła na sofkę i przymknęła oczy, jakby pragnęła oddać się oblegającym ją marzeniom. Po kilku zaledwie chwilach spojrzała na mnie oczyma błyszczącemi od łez i radości zarazem, i szepnęła cichutko:
— Waciu! najlepsza przyjaciółko moja! nikomu tego nie powiem, ale tobie powiedziéć muszę, bo mam pierś tak przepełnioną uczuciem, że, gdybym części jego nie przelała w słowach, serce by mi pękło chyba.
Pochyliła się do mnie jeszcze bliżéj i w same prawie ucho moje szepnęła:
— Dziś... godzinę temu... powiedział mi, że mię kocha!...
Umiłkła i znowu przymknęła oczy, a na rzęsach jéj mgliła się i perliła drobna łezka, dodając uroku i rzewności rozmarzonéj białéj jéj twarzy.
Po kilku minutach dopiéro Zosia ochłonęła z silnego wzruszenia, pod którego wpływem przybyła do mnie, i przyszedłszy do porządku, opowiedziała mi o oświadczynach pana Władysława. Przyszły one,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.