wionych, wypowié uczucia swe i żądania wujowi swéj ulubionéj.
To wszystko ze wzruszeniem i bezładnie, przerywając co chwila mowę swą wykrzyknieniami i pocałunkami, opowiedziała mi Zosia, po czém, uspokojona już nieco, uścisnęła mię jeszcze po kilka razy i zabrała się do odejścia.
Wprzódy jednak pomiędzy dwoma uściśnieniami szepnęła mi na ucho:
— I z tobą Waciu wkrótce będzie tak samo?
— Jakto? — spytałam zmieszana — bo o sympatyi méj, a raczéj uwielbieniu dla p. Lubomira, nigdy nie wspomniałam przed jego siostrą.
— No, nie udawaj! nie udawaj! będziesz przecie moją najmilszą siostrzyczką! To wiadomo, nie zapieraj się tylko! — zawołała Zosia z filuternym uśmiechem i wybiegła z pokoju.
Za progiem, żegnając mnie ostatecznie, rzekła:
— Jutro... ważny dzień dla mnie!... zmów za mnie z rana modlitewkę, Wacławo, a o szóstéj po obiedzie przyjedź do mnie koniecznie, razem ze mną nacieszyć się dobrym skutkiem jutrzejszéj rozmowy Władysława z Lubomirem, i abym przed tobą wygadać się mogła... — Wybiegła, a mnie serce kołatało w piersi mocno, bardzo mocno. Wpół naiwna, wpół namiętna spowiedź Zosi wzruszyła mię do głębi, widok jéj szczęścia natchnął mię pragnieniem doświadczenia podobnego, a przytém słowa jéj, któremi z gó-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.