Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

ry już nazywała mię swą siostrzyczką.... nakoniec wielkość duszy Lubomira, który zdołał podnieść się nad wszystkie przesądy otaczających go ludzi, tak, że aż niezłomną w siebie wiarę tchnął w kochającą się parę, i to szlachetne zadanie jego połączenia téj pary, wbrew przeszkodom i rozdzielającym ją wyobrażeniom społecznym.... wszystko to rozpalało moję wyobraźnią, najtkliwsze uczucia wzbudzało w głębi serca i stawiało przede mną postać Lubomira z czołem promienném chwałą i wieńcem bohatera na głowie...
Tak byłam pełna tych wzruszeń i uczuć, że pragnęłam choćby częścią ich podzielić się z kimkolwiek i udałam się z tém do mojéj poczciwéj, najlepszéj Bini.
Piastunka moja siedziała pod oknem swego pokoju, i nie zważając na zmrok, który zapadał, czytała przez okulary. Gdym weszła, przestała czytać i zagadała do mnie ze zwykłą sobie czułością. Usiadłam przy niéj i zaczęłam z nią rozmawiać, ale zaledwie wymówiłam imię Lubomira, brwi Bini zsunęły się i, mimo zapadającego zmroku, spostrzegłam, iż oczy jéj błysnęły z za okularów niezadowoleniem, czy niepokojem.
— A więc ten człowiek bardzo ci się podoba? — przerwała z niezwykłą sobie żywością.
— Bardzo, moja Biniu! — odrzekłam szczerze, bo przed nikim, nawet przed matką, nie byłam zwykle tak otwartą, jak przed nią.