mi i przyjaciółkami, że oddawałyśmy sobie często wizyty we własnych pokojach, nie widując przytém nikogo z opiekunów i domowych. Robiło się to wprawdzie ostrożnie, z uprzedniém na przyjęcie i oddanie takiéj koleżeńskiéj wizyty pozwoleniem matki, czy opiekunki; ale było to tak dalece przyjęte, że nie zwracało niczyjéj uwagi. Tak wizytująca towarzyszkę swą panna wchodziła najczęściéj mniejszém wejściem do mieszkania, omijając wchód paradny, albo téż, przebiegając salony, witała spotkane tam osoby i szła na przyjacielską pogadankę do osobnego pokoju téj, którą odwiedzała.
Ja dnia tego wybrałam piérwszy środek i weszłam mniejszemi wschodami, prowadzącemi prosto do pokojów Zosi i jéj garderobny, przewidywałam bowiem, że w salonach mogę znaléźć hałas lub skwaszone miny oburzonych dzisiejszym wypadkiem wujostwa. Wbiegłszy po wschodach, wpadłam więcéj, niż weszłam, do pokoju znajoméj mi dobrze służącéj.
— Jak się masz, Teofilko — zawołałam w progu — panienka w domu?
— W domu! — odpowiedziała dziewczyna i, jak mi się wydawało, głosem smutnym. Nie bardzo jednak uważałam na to. Zdejmując futro i kapelusz, spojrzałam na przymknięte drzwi Zosi i spostrzegłam, że w pokoju jéj nie było jeszcze światła, chociaż zmrok krótkiego dnia zimowego na dobre zapadać zaczął. Przytém panowała tam zupełna cisza.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.