Może panienka w salonie? — spytałam raz jeszcze służącéj.
— Owszem, siedzi w swoim pokoju — tym samym smutnym głosem odpowiedziała Teofilka.
Sama jedna, śród zmroku i ciszy! tak przystoi rozkochanéj pannie i od kilku godzin narzeczonéj, pomyślałam. Marzy sobie kochana Zosia i dlatego nie wybiegła na moje spotkanie, choć głos mój słyszy już pewnie!
Z tą myślą otworzyłam drzwi i próg pokoju Zosi przestąpiłam.
Z początku, z powodu zmroku, zwiększonego jeszcze wiszącemi u okien firankami, nic rozróżnić nie mogłam, a tak głęboka panowała cisza, iż pomyślałam, że służąca musiała się omylić, i że Zosia była w salonie. Chciałam już zawrócić się i powiedziéć Teofilce, aby oznajmiła jéj moje przybycie, gdy nagle szelest jedwabiu uderzył moje ucho i z najmniejszego rogu pokoju wydobyło się parę stłumionych ale przejmujących łkań.
Zdumiona i strwożona, nie wiedziałam sama, co mam o tém myśléć, ale, wpatrzywszy się w kąt pokoju, w którym ozwały się łkania, dojrzałam słabo rysującą się na tle mroczném postać skuloną, jakby bezwładnie leżącą na kozetce.
— Czy to ty, Zosiu? — spytałam, przejęta przykrém, nieledwie bolesném wrażeniem.
— Czy to ty, Wacławo? — ozwał się z kątka sła-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.