Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Ja sama błądzę po labiryncie pytań okropnych; ja sama pytam, gdzie jest i czy jest na świecie prawda? Czemu i czy czemukolwiek wierzyć można?... O, ja tak wierzyłam w wyższość twojego brata!...
Wtém weszła służąca Zosi i oznajmiła, że Lubomir chce widziéć się z siostrą. Ponieważ nie chciałam ujrzéć go w téj chwili i byłam zaniepokojona i rozżalona do najwyższego stopnia, uścisnęłam więc Zosię w milczeniu i wyszłam. Kiedy w przyległym pokoju wkładałam futro i kapelusz, słyszałam, jak drzwiami, prowadzącemi z salonu, wszedł do pokoju siostry Lubomir. Drzwi były napół otwarte, mimowoli spojrzałam i zobaczyłam, jak zbliżył się do Zosi, objął ją ramieniem i, patrząc na nią, wyrzekł:
— Jaka-żeś ty zmieniona! płakałaś snadź wiele! Biedna! — Głos jego był miękki, a wyraz twarzy smutny.
Widziałam także, że Zosia usunęła się z razu od brata, ale, pociągnięta do niego może łagodnemi jego słowami, a może tą potrzebą przytulenia się do kogoś w cierpieniu, jaką czują młode i słabe istoty, objęła jego szyję obu rękoma i znowu cicho płakać zaczęła. Lubomir nie usunął jéj, owszem, przycisnął do swéj piersi i mówił coś do niéj po cichu i łagodnie.
Jaki on dobry! — myślałam sobie, schodząc ze wschodów — jak on boleje nad siostrą! Nie! on nie winien; to tamten zapewne jest tak zły, nieuczciwy, że Lubomir czuł się w obowiązku ratować od niego mło-